5 grudnia 2023, wtorek

Było „Naprzód!”, jest „Za mną!”. Odrodzenie klasycznego modelu przywództwa na Ukrainie

Toczona przez Ukrainę, z różnym natężeniem, od 8 lat wojna z rosyjskim agresorem przyczynia się do fascynującej zmiany zasad przewodzenia narodowi. Istotna część ukraińskich polityków, zarówno na szczeblu centralnym jak i samorządowym, stanęła na barykadach ramię w ramię żołnierzami i mieszkańcami Ukrainy.

24 lutego wojna na Ukrainie weszła w nowe stadium. Rozpoczęła się kolejna, gorętsza faza konfliktu rosyjsko-ukraińskiego, której oficjalnym powodem było bezprawne wzywanie przedstawicieli tzw. republik ludowych Doniecka i Ługańska o rosyjskie wsparcie wojskowe. Rozpoczęta w wyniku tego wojna agresywna jest kolejnym, po aneksji Krymu, jawnym pogwałceniem prawa międzynarodowego przez Moskwę. To kolejne już zdarzenie na bardzo długiej liście, które podaje w wątpliwość znajdowanie się wschodniego sąsiada w gronie państw cywilizowanych.

Mimo buńczucznych zapowiedzi, dzięki właściwemu przygotowaniu żołnierzy i determinacji całego narodu Ukrainy, rosyjski blitzkrieg poległ w przedbiegach. Z szeregu celów wojskowych zakładanych przez Rosjan przed rozpoczęciem konfliktu, osiągnięto jedynie część, zwłaszcza w rejonie Donbasu oraz Krymu. Jednym z priorytetów Moskwy było porwanie bądź fizyczna eliminacja zwierzchnika Sił Zbrojnych Ukrainy, czyli prezydenta Zełeńskiego. 

Potrzebuję amunicji, a nie przejażdżki

– tymi słowami, według źródła CNN, miał zwrócić się Zełeński do przedstawiciela ambasady amerykańskiej, który proponował mu ewakuację z bezpośrednio zagrożonej wówczas stolicy. Propozycja jest zrozumiała – w czasie wojny priorytetem jest zachowanie ciągłości dowodzenia i minimalizowanie zagrożeń, które mogłoby je zakłócić. Z oblężonego miasta niezwłocznie ewakuowały się placówki zagraniczne państw trzecich, z chlubnym wyjątkiem przedstawiciela Polski, ambasadora Cichockiego i pozostałych członków personelu dyplomatycznego.

Decyzja prezydenta o pozostaniu w Kijowie, obok dowodu niewątpliwej odwagi osobistej, była również wynikiem chłodnej kalkulacji zysków i strat. Propaganda rosyjska w lot podchwyciłaby temat, przedstawiając to jako ucieczkę rządzących w obliczu nieodległego zagrożenia. Nie można wykluczyć, że miałoby to druzgocący wpływ na morale wojsk broniących stolicy, a w konsekwencji przebieg działań zbrojnych. 

Ryzyko opłaciło się. Zełeński, przyprawiając swoich ochroniarzy o palpitacje serca, regularnie publikował zdjęcia m.in. sprzed budynków administracji na ulicy Bankowej, wizytował walczących na pierwszej linii frontu podnosząc na duchu obrońców i obywateli swojego kraju. Ukraiński przywódca odwiedzał kolejne zniszczone miejscowości, a w miejscach zbrodni barbarzyńskich agresorów podejmował delegacje zagraniczne, regularnie domagając się obiecanych dostaw niezbędnej broni i amunicji.

Rękawice zawieszone na kołek?

Inną personą na rosyjskiej liście proskrypcyjnej najważniejszych polityków ukraińskich był mer Kijowa, były pięściarz Witalij Kliczko. Gdy u schyłku swej kariery sportowej zdecydował się na wejście w politykę, zauważył, że jego popularność jest bronią obusieczną. Już na jednym z pierwszych wieców przedwyborczych był proszony o autograf pod swoim zdjęciem z lat bokserskich. Kliczko nie bez słuszności obawiał się więc, że nawet jeśli zostanie merem stolicy, Ukraińcy zawsze będą patrzyć na niego przez pryzmat jego osiągnięć sportowych, a nie z uwagi na jego program czy osiągnięcia w polityce. Dziś już wiemy, że Kliczko wyrósł na lidera obrony ukraińskich wartości, stał się jednym z symboli walki o Ukrainę. Jako mer Kijowa już od stycznia 2022 r. alarmował o zbliżającej się agresji rosyjskiej, a w samym mieście czynił niezbędne przygotowania. Wcześniejsze ćwiczenia obrony terytorialnej Kijowa pozwoliły na skuteczne odparcie pierwszych ataków wroga, jak również na zminimalizowanie strat zadanych przez prorosyjskich dywersantów na terenie stolicy. Mimo dzielących ich ówcześnie różnic politycznych, administracja prezydenta sprawnie współdziałała z administracją merostwa. 

Przykład idzie z góry

Według opisu Aleksandra Krawczuka, w bitwie pod Bibracte w I wieku, gdy zdawało się, że siły Rzymian są już okrążone, pewien nieznany jeszcze wówczas szerszemu gronu dowódca Gajusz Juliusz Cezar zsiadł z konia i kazał go odprowadzić. Za jego przykładem poszli wszyscy oficerowie. Był to dla żołnierzy znak prosty, ale wiele mówiący i krzepiący: niebezpieczeństwo jest jednakowe dla wszystkich, w razie klęski nikt nie uratuje się ucieczką, wódz i oficerowie podzielą los swoich legionów. 

W trakcie polskiej wojny obronnej 1939 roku, toczonej z siłami Niemiec od zachodu oraz ZSRS od wschodu, gdy wróg zbliżał się do Warszawy, do dowództwa obrony stolicy zgłosili się posłowie polskiego parlamentu Tomasz Arciszewski i Zygmunt Zaremba z propozycją utworzenia ochotniczych sił obrony. Na fali entuzjazmu utworzono tzw. Robotniczą Brygadę Obrony Warszawy, która obok prac inżynieryjnych, wraz z regularnym wojskiem wzięła udział w udanych walkach powstrzymujących agresora przed zbyt szybkim zajęciem politycznego centrum kraju.

Podobną postawę prezentuje w ostatnich miesiącach szereg postaci ukraińskiego życia politycznego, zwłaszcza na szczeblu lokalnym. Nie uciekają, nie chronią się za immunitetem, nie korzystają ze swoich koneksji. Niejednokrotnie trwają na barykadach, dając przykład postawy obywatelskiej. Czy można było spodziewać się takiej postawy politycznych elit Ukrainy jeszcze rok, pięć, dziesięć lat temu? Na szczególne uznanie zasługują przedstawiciele ruchu Korpus Narodowy, który wywodzi się wprost z ochotniczych batalionów walczących w Donbasie już od początku tzw. operacji antyterrorystycznej. 

Oprócz walki na froncie w oddziałach obrony terytorialnej – co wybrała część radnych Kijowa – wartym naśladowania jest postawa merów miast zajętych przez okupanta. Politycy ci, po zajęciu zarządzanych przez siebie miast, byli przez Rosjan internowani lub wręcz porywani i przetrzymywani w odosobnieniu. W niewoli próbowano od nich wymusić podpisanie dokumentów, w myśl których rezygnują ze swoich stanowisk. To oczywiście groteskowe próby legitymizacji urzędników okupacyjnych, powołanych do zarządzania zniszczonymi miastami i zapewnienia mieszkańcom niezbędnych artykułów pierwszej potrzeby. Zamiast tego zwykle zajmują się oni „rabunkiem lokalnych przedsiębiorstw” oraz ściąganiem „podatków” od obywateli okupowanych terytoriów, o czym wspomina w wywiadzie udzielonym Igorowi Isajewowi mer Melitopola, Iwan Fedorow. Nie zgodził się on na podpisanie jakichkolwiek zobowiązań przedłożonych mu przez porywaczy. Wymuszanie bezwartościowych zeznań, niejednokrotnie przy użyciu szantażu lub przemocy, służących doraźnym celom politycznym wpisuje się w starą, rosyjsko-bolszewicką tradycję sięgającą czasów wojny domowej w Rosji, a której apogeum przypadało na słynne stalinowskie procesy pokazowe lat 30-tych XX wieku. 

Progres poczyniony przez Ukrainę w zakresie rozbudzania świadomości narodowej i postaw obywatelskich od czasów Pomarańczowej Rewolucji, ale przede wszystkim od czasów Majdanu, jest widoczny i wyraźny. Można tylko mieć nadzieję, że podobne chlebne cechy jeszcze całkowicie nie przegrały z polityczno-biznesowym wyrachowaniem przedstawicieli pewnych państw europejskich.

Maksymilian Semeniuk – absolwent Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego, zawodowo związany z tematyką dyplomacji i stosunków międzynarodowych. Kierownik projektu Atomowa Dyplomacja w Instytucie Dyplomacji Gospodarczej. 

Powiązane artykuły

spot_img

Wywiady