2 października 2023, poniedziałek

Kino ukraińskie czasu wojny

Badając zjawisko współczesnego kina ukraińskiego i jego recepcji w Polsce, należy mieć na uwadze, że problematyka wojenna jest silnie reprezentowana w twórczości filmowców z tego kraju już od 2014 r., którą to datę należy traktować jako symboliczny początek narodzin kinematografii ukraińskiej jako zjawiska odrębnego od rosyjskojęzycznej sfery kulturowej.

Pytanie, na ile w tym wybiciu się na niepodległość, istotne były czynniki związane z wydarzeniami na Krymie oraz konfliktem w Donbasie (co zainspirowało filmowców odnośnie do podjęcia określonej tematyki), na ile zaś szerszymi przekształceniami ustrojowymi, w tym również w sferze modeli finansowania tamtejszej kinematografii, pozostaje pytaniem otwartym. Na pewno – o ile kino ukraińskie przetrwa najnowszą odsłonę konfliktu z Rosją, a to pytanie, zyskujące wymiar apokaliptyczny, nie pozostaje bezprzedmiotowe – tematyka wojenna będzie w nim reprezentowana jeszcze silniej. Także 2022 r. pokazał, że w wiwisekcji tychże traumatycznych zjawisk, artyści z Ukrainy nie ustępują. Wielkie zasługi dla jego popularyzacji w Polsce ma impreza „Ukraina! Festiwal Filmowy” organizowany od 2016 r. sumptem Fundacji Luna Plus i kierowany przez Beatę Bierońską-Lach.

„Pleimię”, „Odbicie” i „Łowca jeleni”

Kluczową postacią dla tego nurtu, jak i w ogóle kształtowania się trendów, o których mowa wyżej, jest Wałentyn Wasjanowicz. Wasjanowicz jest już niemal ikoną współczesnego kina ukraińskiego i choć zwrot ten, zwłaszcza patrząc na niewielki jego dorobek, może wydać się sformułowaniem nieco na wyrost, to jednak nie sposób odmówić mu zasług jako ten twórca, który zainicjował niejako falę ukraińską. Co prawda jest on tylko i aż autorem zdjęć do filmu Plemię, który był tytułem absolutnie przełomowym, jeśli chodzi o postrzeganie kina naszych wschodnich sąsiadów po 2014 r., to jednak właśnie zastosowany przez niego klucz wizualny zdeterminował ostateczny charakter tego dzieła.

Pozostaje on konsekwentny w wybranej ścieżce, a jego kolejne tytuły – już przezeń wyreżyserowane – zachwycają klarownością formy, która ma coś w sobie ze stylistyki Ulricha Seidla. Tak też jest w przypadku Odbicia, gdzie sam tytuł odnosi się właśnie do precyzyjnie, wręcz absurdalnie skomponowanych symetrycznych kadrów, ale też zdarzeń z życia bohaterów, które odznaczają się nawiązaniami, powtórzeniami, rzeczonymi refleksami. Incydenty banalne mają swoje odniesienie w czymś znamiennym, co miało miejsce w nieodległej przeszłości. Wraz z poprzednim obrazem filmowca, tj. Atlantydą, Odbicie układa się w swoistą dylogię wojenną.

Fragment obrazu kinematograficznego „Plemię” z 2014 r., którego reżyserem jest Mirosław Słaboszpycki

O ile jednak tamten film operował na jakimś poziomie gatunkowości w wymiarze futurystyczno-apokaliptycznym, a przez to rzeczywistość tamże stawała się choć trochę umowna (tylko w ten sposób można było jakoś (tylko w ten sposób można było jakoś znieść ogrom zbrodni), to tutaj Wasjanowycz nie oszczędza widzów przedstawieniami werystycznie pokazanych tortur. Czasami twórca jest zbyt dosłowny, a jego zabiegi są ukierunkowane na wywołanie konkretnej reakcji u widzów, jak choćby w scenie z udziałem rosyjskiego pojazdu ciężarowego oznaczonego jako pomoc humanitarna dla Donbasu skrywająca jednak mobilne krematorium służące do zacierania śladów okupacyjnego terroru.

Jest w tym ładunek jakiejś makabrycznej ironii antycypującej – wszak film powstał jeszcze w 2021 r., a zatem przed rosyjską inwazją na Ukrainę – rzeczywistość, jaką znamy z telewizyjnych doniesień z Buczy. Fabularnie Odbicie przypomina Łowcę jeleni poprzez podział na trzy wyraźne akty. W tym ujęciu staje się portretem człowieka złamanego i upokorzonego przez niewolę u wroga, który usiłuje zachować godność po doświadczeniu, które pogrzebało wszelkie wartości konstytuujące człowieczeństwo. Idąc dalej w swojej drodze twórczej, Wasjanowicz buduje swój posępny mroczny świat, gdzie nie ma miejsca na prawa człowieka. W tym kontekście jest wyjątkowo emblematyczny dla kina ukraińskiego naszej ery.

„Klondike” i „Pewnego razu w Anatolii”

Inne spojrzenie na to samo zjawisko – bardziej metaforyczne, choć niepozbawione dosłowności – oferuje Klondike Maryny Er Horbacz. Sam tytuł zdradza referencje odnośnie do kina gatunkowego, tym razem westernu. Akcja filmu ma miejsce w 2014 r. i dotyczy znanego epizodu tegoż konfliktu, jakim było zestrzelenie przez donbaskich separatystów samolotu pasażerskiego malezyjskich linii lotniczych, aczkolwiek należy przyznać, że wątek ten nie stanowi osi fabularnej filmu, a nadto jest ledwie luźno potraktowanym pretekstem do przedstawienia pewnej historii. Owo zdarzenie stanowi bowiem ramy do prezentacji fikcyjnej historii małżeństwa uwikłanego w wojnę po obu stronach barykady, gdzie cały czas trzeba się określać, albowiem wojna w swej immanentnej bipolarności nie znosi pośrednich perspektyw. Można byłoby przyjąć, że stricte publicystycznie jest to już w tym momencie obraz nieaktualny, niemniej jednak reżyserka operuje na poziomie paraboli, nadając tej historii rys przypowieści.

Klatka z filmu „Klondike” (2002) pod reżyserią Maryny Er Horbacz

Film jest koprodukcją ukraińsko-turecką, tureckość zaś, nie wiadomo w jakim stopniu intencjonalnie, przejawia się w wizualnych nawiązaniach do kodu wizualnego stosowanego przez Nuri Bilge Ceylana w szczególności w jego obrazie pod tytułem Pewnego razu w Anatolii. Klondike zachwyca rozległymi panoramicznymi ujęciami, kiedy to kamera wolnym ruchem kadruje całą przestrzeń ukraińskiego stepu w ten sposób, aby uchwycić pierwszy kameralny plan, gdzie umiejscowiono dom głównych bohaterów pozbawiony jednej ze ścian wskutek wzmiankowanej eksplozji w taki oto sposób, aby w tle ująć nerwową krzątaninę na pobliskich wzgórzach. Zdumiewa malarskość tych operatorskich zabiegów, niemniej jednak są one nieco efekciarskim rozwiązaniem wtórnym wobec fabuły, choć mają swoje znaczenie jako narzędzie, które pozwala nadać historii ramy wręcz biblijnych rozmiarów (trochę jak onegdaj Wygnanie Andrieja Zwiagincewa). Tematem filmu jest nie tyle wojna, ile zachowanie się dwóch atawistycznych pierwiastków w jej obliczu. Tenże męski uosabia śmierć i zniszczenie, tenże kobiecy natomiast życie i przetrwanie, co w szczególności jest unaocznione poprzez wyjątkowo naturalistyczną scenę porodu. Oksana Czerkaszyna wznosi się na wyżyny sztuki aktorskiej, wcielając się w jedną z dwóch postaci i stając się personifikacją kobiecej siły ocalającej rozpadający się świat.

Jak zatem pokazał powyższy, bardzo lapidarny przegląd, współczesne kino ukraińskie w temacie wojny, która zdominowała i zapewne niestety zdominuje perspektywę filmowców z tego obszaru. Niemniej jednak, ta krótka egzemplifikacja wskazuje, iż optyka twórców w analizie tematyki wojennej, jest rozmaita i przybiera postać rozmaitych ścieżek gatunkowych.

Michał Mielnik – publicysta portalu „Głos Kultury”. W latach 2021 i 2022 koordynator prac jury społecznego w trakcie festiwalu „Ukraina! Festiwal Filmowy”.

Powiązane artykuły

spot_img

Wywiady